- John, Jo… pff… jak każdy tępy kretyn. – Warknęła składając
ręce na piersi w geście niezadowolenia.
- W dupie już naszej laleczce się przewraca. Wychodzę. Po
ostatnim incydencie z nożami bądź pewna, że je teraz nie znajdziesz. Na blacie
jest śniadanie. Zjedz je. – Rzucił przelotnie zakładając swój czarny płaszcz
pod którym krył się piękny garnitur.
- Wolę umrzeć.
- Aniele bądź pewna, że akurat o twojej śmierci to ja
zdecyduje. – Uśmiechnął się sam do siebie,
przekręcając ogromny klucz w kłódce
i zamku drzwi głównych następnie je zatrzaskując.
Rose automatycznie ruszyła z miejsca. Pobiegła biegiem do
swojego pokoju, w którym było maluteńkie okienko. Największy anorektyk nie dał
rady by się przez nie przecisnąć. Lecz pozwalało idealnie zobaczyć czy
rzeczywiście John odjechał autem by załatwić coś na mieście. Gdy samochód
znikał tuż za zakrętem dziewczyna
podbiegła do regału. Nie był on ogromny, ale miał wiele szuflad i
szufladek. Otwarłszy każdą po kolei,
mina blondwłosej jedynie się pogarszała.
- Cholera! – Krzyknęła gdy upuściła na swoją stopę 2 książki
z dolnej biblioteczki. Już chciała je rzucić w kąt ze złości i bólu jaki
odczuwała, ale coś ją zatrzymało. Jedna
z nich nosiła nazwę ,,ALBUM”. Wzięła go
w swe dłonie i usiadła na łóżku. Gdy do niego zajrzała zamarła. Były w nim
zdjęcia i jej i jej matki, a także ojca. Jeszcze z czasów gdy jej brata nie
było na świecie , a rodzice Rosie kochali się nie widząc nic innego poza sobą.
Wszystko przemija. Na każdej jednej stronie widniały rodzinne zdjęcia, które
szły chronologicznie. Znalazły się nawet
te z młodości jej rodzicielki.
Wzdrygnęła się. Nie rozumiała o co w tym wszystkim chodzi. Dodało jej to
tylko motywacji by szukać dalej. Schowała album pod łóżko i przez resztę czasu
przeszukiwała wszystkie inne książki. Nic innego nie znalazła prócz dziwnych
wycinek w zeszycie, które najprawdopodobniej były napisane po łacinie.
Nagle do jej uszów dotarł dźwięk otwieranych drzwi.
Postanowiła, że nie będzie uciekała. Wpierw musi wykupić jego zaufanie, a tym
czasem zapoznać się również z mieszkaniem i jego ewakuacyjnymi wyjściami, które
musiała znaleźć. Najlepiej już i teraz…
- Co robisz? – Zapytał podejrzanie Jo opierając się
seksownie o framugę drzwi.
- Przeglądam literaturę. W końcu ktoś taki jak ty musi czytać
największe gówna świata. – Dodała próbując ukryć swe zdenerwowanie i
roztrzaskane emocje.
- Skoro to dla ciebie największe gówna świata, aż strach mi
się zapytać co ty czytasz. 50 twarzy Greya? – Wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Wierz mi lub nie, ale wolałabym zostać ofiarą
bezuczuciowego Greya niż twoją lubą.
- Skoro interesuje cię sadyzm w takim razie ja bardzo
chętnie! O byciu mojej lubej? No
popatrz…. Nawet nie pomyślałem. Jestem
zdania, że wszystkie kobiety to chodzące błędy. Facet ma kasę to obracają się
wokół niego jak śrubokręt wokół gwoździa. Nawet gdy jest zardzewiały, stary,
pokryty korozją. Czysta psychologia. – Spoglądał na nią głębokim wzrokiem
obserwując każdy ruch.
- Radzę wyjść ze średniowiecznych ksiąg pisanych przez
samotnych, bezdomnych brzydali. Nie znoszę traktowania płci pięknej jako
przedmioty. Trafnie to ujęłam. Nie sądziłam, że z moich ust wyjdzie to aż tak
poetycko.. Z jednej strony to ty mnie porwałeś i próbowałeś zgwałcić czyż to
nie posunięcie nic niewartego samca udającego alfę? – Podeszła do niego wolnym
krokiem.
- Pamiętaj tylko, że każdy prawdziwy mężczyzna jak czegoś
chce to to ma. Mylisz właśnie to od tego jak ty tam sama to nazwałaś ,,posunięcia
nic niewartego samcy alfa”. – Zrobił cudzysłów w powietrzu.
- Założymy się? – Stanęła do niego twarzą w twarz dotykając
opuszkiem palców jego kilkudniowego zarostu. Z bliska był jeszcze bardziej przystojniejszy.
– Rozkocham cię we mnie w cały tydzień. Nie masz pojęcia ile prawdziwa kobieta
ma ukrytego wdzięku który wyłania się w najmniej oczekiwanym momencie John.
Pilnuj się, a teraz proszę zostaw mnie w spokoju. Chciałabym pobyć sama w tejże
klitce zwanej moim pomieszczeniem. Pa, pa… - Przesłała mu pocałunek w powietrzu
i popchnęła na tyle by wyszedł z pokoju. Był zszokowany! Zabawa się wreszcie rozpoczyna.
Usłyszała jedynie
dźwięk zza drzwi odchodzących kroków i po chwili leżała już na łóżku
spoglądając w sufit. Przez pierwsze sekundy śmiała się z tego zadania, które postawiła sobie przed swym oprawcą. W
drugiej jednak chwili…. To może być jedyna szansa zwiania z tego zalesionego ośrodka
kolonijnego.
Ucieczka w stylu
amerykańskich filmów: pójdź do doniczki z kwiatami, wykop dziurę w ziemi,
znajdź klucz, wyjdź przez drzwi - w tym wypadku na pewno nie ma miejsca. Wzięła nowiusieńki ręcznik, bieliznę, która znalazła
w szufladzie oraz szlafrok kierując się do toalety. Zaczerpnęła długiej i
rozmaitej kąpieli.
Rzeczywiście pamiętał o wszystkim co nie zmienia faktu, że
jest nienormalny na umyśle. Cały czas zastanawiała się jak go rozkochać i skąd
wzięły się te zdjęcia. Zapytać go? Nie. Będzie zły. W jej głowie pojawił się kolejny plan.
Wychodząc z toalety owinęła się tylko i wyłącznie czerwonym ręczniczkiem. Rose
była bardzo piękna. Mokre włosy dodawały jej jeszcze bardziej erotycznego
wyglądu. Zeszła na dół będąc pewna, że tam on jest. Nie pomyliła się. Przechodząc
obok Jonathana udawała iż zapomniała zielonego kocyka który od rana spoczywał
na salonowej sofie. Przeszła obok niego całkiem obojętnie, ale zarazem kobiecym
podrygiem ciała. Czuła na sobie spojrzenie czytającego stertę dokumentów błękitnookiego.
- Zapomniałam koca. Nie sądzisz, że jest bardzo zimno? –
Zapytała czekając minutę na odpowiedź, która nie nastąpiła prócz gorącego
spoglądania wzajemnie w oczy. – Aha… miło że się ze mną zgadzasz. – Podeszła do
okna które było otwarte. Przez kraty okienne docierało dużo światła mimo iż
była godzina 20.
Zamknęła je.
Kompletnie niespecjalnie i całkowicie niechcący czerwony materiał spadł błyskawicznie na
ziemię odsłaniając jej nagie ciało od tyłu. Zaklęła w duchu. Nie o to jej
chodziło. Dziewczyna chciała przykucnąć, ale John, który napierał na nią całą
swoją siłą nie pozwalał na jakikolwiek ruch. Jego usta błądziły bardzo
delikatnie po jej szyi. Palce mężczyzny ściskały sutek jednej krągłej piersi
powodując fale zakłopotania u nastolatki i falę rozkoszy, której zabraniała się
samej sobie poddać.
- Coś jeszcze zapomniałaś? – Powiedział bardzo zmysłowym
tonem głosu.
- Chyba to wszystko…. – Wydyszała między słowami.
- W takim razie nic tu po tobie. – Oderwał się od niej w ułamku
sekundy i jakby nigdy nic wyjął spod papierów kalkulator i skupił się na
papierach leżących na stoliczku.
- Dobranoc. – Rzuciła z aprobatą.
- Dobranoc. Nie śpij
tylko w tym. Nie potrzebuje abyś zachorowała. To co powiedziałaś z tym zakładem
było powiedziane na żarty? – Zerknął na nią ukradkiem gdy wiązała sobie na
supełek dwa równoległe rogi ręcznika na piersi.
- Oczywiście, że nie.
- W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć
powodzenia. – Wyjęła z jego ręki kartki zapisanych rachunków i rzuciła niedbale
na podłogę siadając mu na kolanach.
- Nie jest mi potrzebne.
- Jesteś naprawdę głupia . Jak tak krzyczysz, chcesz mnie
zadźgać nożem, a teraz gdybyś mogła rżnęłabyś się ze mną do rana. Czyżby jakąś
zmiana? A może kompromitująca ździrowatość wyszła ci naprzeciw! - Duma wyraźnie kazała jej wstać po ostatnim
zdaniu. Posłuchała jej. Chciała powstać,
lecz on złapał ją w udach nie pozwalając na to posunięcie. – Przepraszam, że uraziłem twoje niemałe ego. Mam 29 lat i nigdy nie byłem zakochany. Myślisz,
że ty coś zmienisz? Porwałem ciebie tutaj dla biznesu. Nie dla osobistej
rozrywki. Fakt faktem miałem i mam ochotę cię przelecieć, ale na moich zasadach
bez zbędnej miłości i amorów. Tylko nie porównuj mnie do Greya, bo się obrażę. Za dwa dni przychodzą moi przyjaciele. Chcę abyś
się z nimi zabawiła i pokazała jak najlepiej na co cię stać. Poszukasz w swojej
szafie najkrótszą kieckę i będzie elegancko. – Krążył kółeczka na ramieniu
swojego pięknego ,,towaru”.
- Wybij to sobie z tego łba! Jeżeli sądzisz, że będę przed
nimi udawała jak mi dobrze i jak mi fajnie to wiesz co? Spierdalaj…. – Rzuciła się
w ucieczkę do swoich 4 ścian trzaskając głośno drzwiami i przykrywając się do
samej brody kołdrą na łóżku. Po 5 minutach czuła jak materac ugina się pod
wpływem czyjegoś ciężaru, a następnie jak tego kogoś dłoń schodzi coraz niżej.
--------------------
Kochani! Bardzo przepraszam za długie oczekiwanie. Nie
mogłam, nie miałam miejsca, nie miałam jak. Teraz jestem już w domu i pisze dla
Was specjalnie ten rozdział. Mam nadzieję, że jeszcze chcecie to czytać. Hm..
nie pozostaje mi, więc nic innego jak życzyć z całego serduszka udanych i
pięknych wakacji, a także przesłać raz jeszcze ogromnych przeprosin!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz