czwartek, 18 czerwca 2015

3# Sprzedana przez prześladowcę opętanego miłością


Rose coraz bardziej zaciskała na rączce noża swoją drobną dłoń. Była przerażona, ale była pewna, że jeżeli ona nie wykorzysta tej sytuacji, wykorzysta ją on.


 W następnej sekundzie zadowolony z siebie mężczyzna schodził wolnym krokiem po krętych schodach, patrząc cały czas wyłącznie na nią. Chciał jak najszybciej ją złapać, dorwać. Zemścić się za to, jak go potraktowała.

 - Jesteś słoneczko śmieszna. – Rzucił rozbawionym tonem. – Nie sądzisz, że już przegrałaś swoje życie? Ono należy już do mnie.… i wiesz co w tym wszystkim jest najpiękniejsze? Że mogę z tobą robić co tylko zechcę. A ty? Myślisz, że jak pomachasz mi tym pierdolonym nożem to co? Uklęknę i będę błagał, żebyś mi nim oka nie wydłubała? Tak myślisz kochanie? To z udawaną przykrością muszę dodać, że jesteś w błędzie, a jedyną osobą, która może w tym domu kogoś zabić, jestem ja. – Zatrzymał się na przedostatnim stopniu patrząc w oddali swojej ofierze prosto w szmaragdowe oczy, które patrzyły z ogromnym strachem.


Jego głos był przepełniony goryczą, a zarazem władzą, pewnością siebie. Rose mimo wszystko starała się zachować racjonalnie, myśląc jak z tej sytuacji i z tego domu wybrnąć cało. Wierzyła, że uda jej się uciec. W swojej głowie próbowała odzwierciedlić zajęcia w szkole z samoobrony dla dziewczyn. Przypomniało jej się, że bardzo ważnym elementem jest rozmowa. Wzięła głęboki wdech i zaczęła walkę. Walkę o swój kolejny oddech dzisiaj i jutro.


- Dlaczego mnie tu sprowadziłeś? – Rzuciła oskarżycielskim tonem.

- Bo chciałem? – Zaśmiał się perfidnie prosto w jej twarz. Bawiła go jej reakcja.

- Dobrze wiemy, że należą mi się jakieś wytłumaczenia…

 - My?! Ja tak nie myślę. Rose Blue… piękna z ciebie buntowniczka. Każdego tak chłopca traktowałaś? Z nożem za nim latałaś gdy chciał cię dotknąć? – Po pomieszczeniu znów wzniosła się fala głośnego i niepohamowanego śmiechu mężczyzny w pełni dumnego z siebie.

 - Ty mi to powiedz. Przecież znasz mnie lepiej niż ja sama. Skąd masz mój numer? – Starała się o spokojny i niezdenerwowany głos. Czy jej to wychodziło? Wychodziło, ale bardzo słabo.

- Oj od razu skąd, gdzie, jak, dlaczego! Nie mamy przyjemniejszych tematów?

 - Nie mamy o czym gadać do póki mi nie wyjaśnisz dlaczego tu jestem! – Rose zaczęła już krzyczeć, ale od razu zaczęła tego żałować, ponieważ ogromna wściekłość wymalowana na jego twarzy wzbudzała niepokój.


Jej bicie serca przyśpieszało. Postanowiła postawić wszystko na jednej karcie. Chciała do niego podbiec i go zamordować. Tak też zrobiła. Przygotowała się na odpowiednią dla niej chwilę i ruszyła w jego stronę, skierowanym ostrym czubkiem narzędzia prosto w jego serce. Jak się okazało on był zwinniejszy. Wyrwał jej go z dłoni i rzuciwszy w kąt, złapał mocno Rose za ramiona. Patrzył prosto w jej oczy.


 - Dlaczego tu jestem? – Mówiła przez łzy dające upust rozpaczy.


Jego twarz mówiła więcej niż tysiąc słów. Był zły. Po chwili Jonathan zaczął okładać ją pięściami. Bił ją nie zważając na nic .Dał się za bardzo ponieść emocją. Nastolatka prosiła, błagała by przestał. Jego ciosy były wykonywane jakby w rytm najdzikszej muzyki …. nagle zahamował dłoń. Jego ręka zawisła w powietrzu. Rose cicho płakała, szlochała. . Mężczyzna nie mógł uwierzyć, jak bardzo nad sobą nie zapanował. Czuł, że przesadził. Nie miał w celu jej zabicia. Tylko pokazaniu, kto tu rządzi. Co więcej, Jonathan nigdy nie miał wyrzutów sumienia. A tutaj? Pojawiły się niczym z bicza strzelił. Zastanawiał się czemu tak zrobił?


- Przepraszam… - Dodał bardzo cichym głosem odchodząc i zostawiając ją samą na podłodze. Była roztrzęsiona.


 Dotarłszy do swojego pokoju zaczął ze zdenerwowania rzucać przedmiotami, które tylko znalazły się pod jego ręką. Waza, komórka, bluza, lampka. Wszystko co przyniosłoby ukojenie. Nie mógł jednej rzeczy zrozumieć. Przecież chciał się zabawić, a nie litować nad kimś kto kompletnie jest mu obojętny, bo przecież tak było. Nie darzył ją żadnym uczuciem. Wiedział tylko po prostu jak to musi cholernie boleć. Wiedział. Przed jego oczami ukazał się
obraz z dzieciństwa. Wyrodny ojciec i niewinna jego mama wraz z małym synem na rączkach.


Rose próbowała się podnieść i poszukać wyjścia, ale nie miała siły. Przysięgła sobie, że żaden skurwiel nie będzie ją tak traktował.

 <<Zniszczę go - pomyślała. - Żebym miała nawet stanąć u bram piekieł.>>


----------------------------------

 Mam nadzieję, że ten wpis Wam się spodoba. Wiem, że krótki, ale to jest potrzebne. Zobaczycie potem dlaczego ^.^  Co do samej treści – sprawa może i idzie szybko, ale do czasu. Na razie idzie wszystko po mojej myśli. Zobaczymy co dalej, ALE ALE ALE….. taka mini podpowiedź:                               

 Nie bądźcie 100% pewni tego, że oni będą się kochać – ona urodzi mu 5 dzieci i będą żyli jak zakochani. Nie zupełnie. Kategoria jest miłosna. Tak więc amory się pojawią, tyle że niezupełnie w takiej akcji. Będzie dużo zamieszania, nowych ludzi ( zapamiętujcie imiona :D:D ). Dla jednych może i jest to chaotyczne, ale pomyślmy. Czy osoba porwana przez jakiegoś napalonego kolesia nie zachowuje się…. Absurdalnie chaotycznie? I taka sama jest atmosfera wtedy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz