Rose Blue opadła bezwiednie w ramiona dręczyciela, który czuł gorące
upojenie jej uległym ciałem. Chciał z nią robić wszystko co tylko
przyjdzie mu do głowy. Chciał ją kochać, pieprzyć, niszczyć, wielbić. A
najbardziej - chciał nią rządzić.
- Weź ją do auta. - Rozkazał zielonooki prześladowca dziewczyny John do swojego przyjaciela Davida. - Tylko ostrożnie!
-
Może jeszcze poduszeczkę pod główkę jej podstawić? - Odpowiedział z
sarkazmem. - Ogarnij się Jonathan i pamiętaj, że ona jest tu tylko
dlatego, że chcesz się z nią zabawić. – Wsadził ją do auta, tłumacząc.
- Możesz się nie wpierdalać w nie swoje sprawy? Po jakiego wała zresztą
cię tu ściągnąłem?! Sam sobie bym poradził. – Machnął ręką. Był bardzo
zdenerwowany ciągłym jego marudzeniem i uwagami.
- O co ci chodzi, stary?! - Jasnowłosy David spojrzał na niego wymownie.
- A może i o to, że jak ty spotkałeś Claudię to nie zrzędziłem, że
owinęła ciebie wokół palca i na końcu zrobiła w konia! Więc jak
zaczniesz mówić, przemyśl czy to ma sens. - Obszedł auto i wsiadł na
miejsce kierowcy sportowego auta, które zapierało dech w piersi.
Następnie uchylił okienko samochodu i dodał. - Widzę, że rozmowa
ostatnimi czasy nam się nie klei. Zadzwoń jak będziesz miał czas. Cześć.
- Zablokował drzwiczki, a następnie włożył kluczyk do stacyjki i
odpalił wóz zostawiając zdziwionego Davida na pustej ulicy.
***
Jonathan był mężczyzną bardzo przystojnym. W
rzeczywistości był bogatym biznesmenem, który mógłby mieć każdą na
wyciągnięcie ręki. Lecz to go nie interesowało. Miał już dość kobiet,
które śliniły się na jego widok, i które gdyby mogły otwierały na sam
jego widok nogi. Chciał czegoś innego, czegoś dzikiego, ostrej zabawy. A
w tym wszystkim najbardziej pragnął jej. Blond włosego aniołka, który
grzecznie leżał na jego dużym łóżku. Była taka niewinna. Dotykał ją
badawczo. Palce prawej dłoni zataczały kółka na jej ciele. Były powolne
przez co wydawały się zmysłowe.
Dziewczyna poruszyła
bezwiednie ręką, uchylając powoli swe szmaragdowe oczy. Wzdrygła się gdy
ujrzała nad sobą mężczyznę z ręką na jej ramieniu. Chciała szybko się
podnieść i uciec od niego. Nie czuć jego dotyku, wzroku, obecności. Lecz
ona była jak sparaliżowana. Było to spowodowane zastrzykiem, który
chłopak zaaplikował tuż po przyjeździe do domu. W zasadzie willi
otoczonej dużym murem i żywopłotem w głąb lasu. Po policzkach zaczęły
jej spływać gorzkie łzy.
- Ćśśś…. – John otarł je swoją dłonią uśmiechając się przy tym jak
zahipnotyzowany. – Ćśśś maleństwo… jesteśmy w domu. Nie cieszysz się?
Jesteś tu bezpieczniejsza niż myślisz…. – Szeptał.
Po tych słowach jeszcze bardziej łzy spływały po jej różowych
policzkach. Bała się go. Miała dreszcze. Bezpieczniejsza? Przecież to
nonsens.
- Proszę, zostaw mnie…. – Poruszyła ustami, które wydobyły cichą nutkę jej zrezygnowanego głosiku.
-
Kochanie… jest to ostania rzecz jaką mógłbym zrobić, wiesz? Ostatnia. –
Ścisnął mocno jej nadgarstek, aby dotarła do niej powaga
wypowiedzianych słów. - I tak samo ostatnią rzeczą jest to, że
uciekniesz. Idź spać…. – I choć wewnętrznie zakazywała sobie usnąć, to
mimo wszystko zapadła w głęboki sen.
Rose obudziła się o 2 w
nocy gdy było ciemno. Poczuła, że jej kończyny nabrały już wigoru i co
najważniejsze siły, energii. Podniosła się po cichu z łóżka, patrząc czy
jej nikt nie widzi. Próbowała poszukać czegoś ostrego, twardego. Pokój
składał się z ogromnego łóżka, krzesła, stołu i regału do którego prędko
podbiegła. Cieszyła się, że do jej pomieszczenia drzwi są przymknięte.
Otworzyła pierwszą szufladę, ale jedyne co w niej było to nowiusieńka
bielizna, w drugiej jak i trzeciej, zaś ubrania. Nagle poczuła na swojej
talii czyjąś dłoń. Zamarła.
- Widzę, że już jesteś pełna sił
hmm? To może teraz mi się zrewanżujesz, że ci taki piękny kącik
przydzieliłem? – Zaczął wpajać się swoimi ustami w jej szyję. Próbowała
się wyrwać, ale jego żelazny uścisk automatycznie na to nie pozwalał.
Jego jedna dłoń wędrowała po dekolcie później piersiach. Dziewczyna
wykonała nagle nieprzewidywalny ruch trafiając go kolanem w krocze.
Jonathan zgiął się w pół przez co nastolatka miała pole do popisu.
Szybko zbiegła ze schodów na dół w kierunku kuchni. Szukała nerwowo
czegoś czym mogłaby się obronić. Znalazła. Znalazła nóż. Odliczała tylko
kiedy on się zjawi. Czekała i czekała, ale go nie było.
------------------------------------------------------------------------------
( Mam nadzieję, że błędów nie ma. Starałam się :D Jutro nowa część! Dziękuję, za wszelkie komentarzyki! )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz