czwartek, 18 czerwca 2015

4# Sprzedana przez prześladowcę opętanego miłością

Rose wzięła swoje drobne nogi i schowała pod brodę. Bolał ją każdy kawałek ciała. Poczuła się jak najprawdziwszy śmieć. Chciała dać upust swoim słonym łzom, ale nie potrafiła nawet płakać.

 John w tym samym czasie siedział na swoim łóżku próbując zebrać wszystkie rozlane myśli. Wewnętrznie – obwiniał za to wszystko swego ojca. Gdy był mały, dzień nie mógł skończyć się bez rodzinnej awantury. Jego matka była przez niego bestialsko katowana. Przyrzekł i jej i sobie, że jak dorośnie zabierze ją z domu i da jej wszystko czego będzie chciała. Niestety nieprzewidziany wypadek, który według niektórych był samobójstwem pokomplikował wszystkie plany małego chłopczyka.

John Smith postanowił zejść na dół i podejrzeć co robi jego słodka Rose. Zbladł kiedy ujrzał jej posiniaczone ciało. Dzikość jaka go opętała w tamtej sytuacji była wręcz nie do opanowana. Podszedł do niej powoli i bezszelestnie. Zaraz potem z ogromną delikatnością uniósł ją w powietrze i zaniósł do salonu na ogromną sofę. Następnie okrył dziewczynę niebieskim kocem.

Po paru minutach intensywnego obserwowania jej jak śpi odszedł, idąc w stronę toalety by zaczerpnąć bardzo zimny i orzeźwiający prysznic. Wyrzuty jakie krążyły po jego głowie nie oszczędzały nawet na chwile jego psychiki. Miał tego dość. Uderzył z całej siły w kafle łazienkowe. Nie raz zdarzyły się sytuacje polegające na poszarpaniu przez niego kobiety. Dlatego nie rozumiał dlaczego tak bardzo było mu jej żal.

Kiedy wyszedł już z toalety, dzwonek telefonu stacjonarnego zagrał wesołą melodię sygnalizującą połączenie. Podniósł słuchawkę i z ciężkim bólem serca próbował wydusić z siebie słowo.

- Słucham?

- Nie mów słucham, bo cię…. – Zaśmiał się męski głos. Po drugiej stronie telefonu był nikt innych jak Christian Qeenst. Był to najgroźniejszy facet z jakim porywacz Rose Blue miał do czynienia. Można by powiedzieć, że był szefem wszystkich szefów. Nie ważne kto i na jakim stanowisku. Każdy się go bał i musiał spełniać jego wymagania. Za wykonane takich poleceń jak: zabójstwo, morderstwo, gwałt, porwanie, kradzież, przemycenie działek narkotyków dostawało się mnóstwo kasy. W końcu nic dziwnego, że sam woził się niczym innym jak Lamborghini Aventador, a jego bliscy ludzie Lexusem LFA. – Jo, jak się sprawuje ta twoja nowa suka? – Był zaskoczony tym co mówi Christian. Jedyna osoba, która o tym wiedziała był David, ale on obiecał że nic nikomu nie powie. Chciał by była ona tylko jego.

- Widzę, że plotki szybko się rozchodzą… - Wycedził przez zęby.

- Taka branża. To co, pożyczysz swojemu przyjacielowi tę laseczkę? – John potrząsnął głową jakby się przesłyszał. Nie wiedział co robić, lecz przecież ona była mu całkowicie obojętna.

- Kiedy tylko zechcesz, niestety w najbliższym czasie jest niedysponowana.

- Oooo a to ci dopiero nowość. Dlaczego?

- Zaczęła się za bardzo stawiać i….

- Wpierdoliłeś jej!? – Krzyknął do słuchawki. Na te słowo aż się wzdrygnął.

- Znaczy….

- No i o to chodzi! Ktoś wreszcie musi pokazać babie kto tu rządzi. Nic tylko pierdolić o tych zakupach i zrzędzić że coś się nie podoba. Dobra Jo muszę kończyć. Mam nadzieję, że niedługo ujrzę ciebie z tą laską. Żegnam i do zobaczenia. – Po tych słowach nastąpiły trzy charakterystyczne sygnały zakończenia rozmowy.

***

Rankiem Jonathan zastał Rose siedzącą na sofie, która patrzyła przed siebie kołysząc swą głową jak nienormalna.

- Rose… - Zaczął niepewnie. Dziewczyna nie miała najmniejszego zamiaru się do niego odzywać, nie po tym co jej zrobił. – Przepraszam za to co zrobiłem. – Mijały kolejne sekundy, a ona nawet na niego nie spojrzała. – Rzeczywiście jesteś zwykłą szmatą jak każda…

- A ty nie jesteś lepszy! Myślisz, że jak co, uwięzisz sobie nic niewinną dziewczynę w swoim chlewie którego nazywasz domem to co?! Będę ci dupy dawała na każde twoje mrugnięcie?! Może jeszcze mam tu sprzątać?! Jeżeli myślisz że jak będziesz mnie bił i krzywdził to stanę się posłuszna, mylisz się! Jesteś dla mnie zerem!!! Nikim innym. Bądź pewny, że przy pierwszej lepszej okazji, wydam cię policji i wszystkim innym! Nienawidzę cię! – Krzyczała. Jej ton głosu, mina, postawa ciała, oczy ukazywały jak bardzo go nienawidzi. Tak też było. John chciał już złapać ją za rękę i wykonać swój cios, ale się powstrzymał.

- Śniadanie na stole. – Skomentował to trzema słowami. Nie tego się spodziewał.

- Sam je zeżryj i się udław! – Podniosła się z siedzenia, odrzucając na drugi bok koc, co w efekcie odsłoniło jej chude, blade nogi.

- Mogłabyś chociaż udawać miłą.

- No co ty nie powiesz?! Miłą? To nie koncert życzeń! Zapomniałeś?!

- Możesz się wreszcie do kurwy nędzy zamknąć?! – Krzyknął na nią tak głośno, że echo po willi rozniosło się w wolnym tempie.

- Nie! I jeżeli jeszcze raz mnie dotkniesz to cię zniszczę! Ciesz się, że na dupie siedzę, a nie kopię podziemny tunel do ucieczki! – Na jej ostatnie zdanie John głośno się roześmiał. Jego złość została automatycznie zamaskowana chwilową radością. – W ogóle jak ty masz na imię?!

- Jonathan, wystarczy jak będziesz mówiła Jo, Rosie.


3# Sprzedana przez prześladowcę opętanego miłością


Rose coraz bardziej zaciskała na rączce noża swoją drobną dłoń. Była przerażona, ale była pewna, że jeżeli ona nie wykorzysta tej sytuacji, wykorzysta ją on.


 W następnej sekundzie zadowolony z siebie mężczyzna schodził wolnym krokiem po krętych schodach, patrząc cały czas wyłącznie na nią. Chciał jak najszybciej ją złapać, dorwać. Zemścić się za to, jak go potraktowała.

 - Jesteś słoneczko śmieszna. – Rzucił rozbawionym tonem. – Nie sądzisz, że już przegrałaś swoje życie? Ono należy już do mnie.… i wiesz co w tym wszystkim jest najpiękniejsze? Że mogę z tobą robić co tylko zechcę. A ty? Myślisz, że jak pomachasz mi tym pierdolonym nożem to co? Uklęknę i będę błagał, żebyś mi nim oka nie wydłubała? Tak myślisz kochanie? To z udawaną przykrością muszę dodać, że jesteś w błędzie, a jedyną osobą, która może w tym domu kogoś zabić, jestem ja. – Zatrzymał się na przedostatnim stopniu patrząc w oddali swojej ofierze prosto w szmaragdowe oczy, które patrzyły z ogromnym strachem.


Jego głos był przepełniony goryczą, a zarazem władzą, pewnością siebie. Rose mimo wszystko starała się zachować racjonalnie, myśląc jak z tej sytuacji i z tego domu wybrnąć cało. Wierzyła, że uda jej się uciec. W swojej głowie próbowała odzwierciedlić zajęcia w szkole z samoobrony dla dziewczyn. Przypomniało jej się, że bardzo ważnym elementem jest rozmowa. Wzięła głęboki wdech i zaczęła walkę. Walkę o swój kolejny oddech dzisiaj i jutro.


- Dlaczego mnie tu sprowadziłeś? – Rzuciła oskarżycielskim tonem.

- Bo chciałem? – Zaśmiał się perfidnie prosto w jej twarz. Bawiła go jej reakcja.

- Dobrze wiemy, że należą mi się jakieś wytłumaczenia…

 - My?! Ja tak nie myślę. Rose Blue… piękna z ciebie buntowniczka. Każdego tak chłopca traktowałaś? Z nożem za nim latałaś gdy chciał cię dotknąć? – Po pomieszczeniu znów wzniosła się fala głośnego i niepohamowanego śmiechu mężczyzny w pełni dumnego z siebie.

 - Ty mi to powiedz. Przecież znasz mnie lepiej niż ja sama. Skąd masz mój numer? – Starała się o spokojny i niezdenerwowany głos. Czy jej to wychodziło? Wychodziło, ale bardzo słabo.

- Oj od razu skąd, gdzie, jak, dlaczego! Nie mamy przyjemniejszych tematów?

 - Nie mamy o czym gadać do póki mi nie wyjaśnisz dlaczego tu jestem! – Rose zaczęła już krzyczeć, ale od razu zaczęła tego żałować, ponieważ ogromna wściekłość wymalowana na jego twarzy wzbudzała niepokój.


Jej bicie serca przyśpieszało. Postanowiła postawić wszystko na jednej karcie. Chciała do niego podbiec i go zamordować. Tak też zrobiła. Przygotowała się na odpowiednią dla niej chwilę i ruszyła w jego stronę, skierowanym ostrym czubkiem narzędzia prosto w jego serce. Jak się okazało on był zwinniejszy. Wyrwał jej go z dłoni i rzuciwszy w kąt, złapał mocno Rose za ramiona. Patrzył prosto w jej oczy.


 - Dlaczego tu jestem? – Mówiła przez łzy dające upust rozpaczy.


Jego twarz mówiła więcej niż tysiąc słów. Był zły. Po chwili Jonathan zaczął okładać ją pięściami. Bił ją nie zważając na nic .Dał się za bardzo ponieść emocją. Nastolatka prosiła, błagała by przestał. Jego ciosy były wykonywane jakby w rytm najdzikszej muzyki …. nagle zahamował dłoń. Jego ręka zawisła w powietrzu. Rose cicho płakała, szlochała. . Mężczyzna nie mógł uwierzyć, jak bardzo nad sobą nie zapanował. Czuł, że przesadził. Nie miał w celu jej zabicia. Tylko pokazaniu, kto tu rządzi. Co więcej, Jonathan nigdy nie miał wyrzutów sumienia. A tutaj? Pojawiły się niczym z bicza strzelił. Zastanawiał się czemu tak zrobił?


- Przepraszam… - Dodał bardzo cichym głosem odchodząc i zostawiając ją samą na podłodze. Była roztrzęsiona.


 Dotarłszy do swojego pokoju zaczął ze zdenerwowania rzucać przedmiotami, które tylko znalazły się pod jego ręką. Waza, komórka, bluza, lampka. Wszystko co przyniosłoby ukojenie. Nie mógł jednej rzeczy zrozumieć. Przecież chciał się zabawić, a nie litować nad kimś kto kompletnie jest mu obojętny, bo przecież tak było. Nie darzył ją żadnym uczuciem. Wiedział tylko po prostu jak to musi cholernie boleć. Wiedział. Przed jego oczami ukazał się
obraz z dzieciństwa. Wyrodny ojciec i niewinna jego mama wraz z małym synem na rączkach.


Rose próbowała się podnieść i poszukać wyjścia, ale nie miała siły. Przysięgła sobie, że żaden skurwiel nie będzie ją tak traktował.

 <<Zniszczę go - pomyślała. - Żebym miała nawet stanąć u bram piekieł.>>


----------------------------------

 Mam nadzieję, że ten wpis Wam się spodoba. Wiem, że krótki, ale to jest potrzebne. Zobaczycie potem dlaczego ^.^  Co do samej treści – sprawa może i idzie szybko, ale do czasu. Na razie idzie wszystko po mojej myśli. Zobaczymy co dalej, ALE ALE ALE….. taka mini podpowiedź:                               

 Nie bądźcie 100% pewni tego, że oni będą się kochać – ona urodzi mu 5 dzieci i będą żyli jak zakochani. Nie zupełnie. Kategoria jest miłosna. Tak więc amory się pojawią, tyle że niezupełnie w takiej akcji. Będzie dużo zamieszania, nowych ludzi ( zapamiętujcie imiona :D:D ). Dla jednych może i jest to chaotyczne, ale pomyślmy. Czy osoba porwana przez jakiegoś napalonego kolesia nie zachowuje się…. Absurdalnie chaotycznie? I taka sama jest atmosfera wtedy.

środa, 17 czerwca 2015

2# Sprzedana przez prześladowcę opętanego miłością

Rose Blue opadła bezwiednie w ramiona dręczyciela, który czuł gorące upojenie jej uległym ciałem. Chciał z nią robić wszystko co tylko przyjdzie mu do głowy. Chciał ją kochać, pieprzyć, niszczyć, wielbić. A najbardziej - chciał nią rządzić.

- Weź ją do auta. - Rozkazał zielonooki prześladowca dziewczyny John do swojego przyjaciela Davida. - Tylko ostrożnie!

- Może jeszcze poduszeczkę pod główkę jej podstawić? - Odpowiedział z sarkazmem. - Ogarnij się Jonathan i pamiętaj, że ona jest tu tylko dlatego, że chcesz się z nią zabawić. – Wsadził ją do auta, tłumacząc.

- Możesz się nie wpierdalać w nie swoje sprawy? Po jakiego wała zresztą cię tu ściągnąłem?! Sam sobie bym poradził. – Machnął ręką. Był bardzo zdenerwowany ciągłym jego marudzeniem i uwagami.

- O co ci chodzi, stary?! - Jasnowłosy David spojrzał na niego wymownie.

- A może i o to, że jak ty spotkałeś Claudię to nie zrzędziłem, że owinęła ciebie wokół palca i na końcu zrobiła w konia! Więc jak zaczniesz mówić, przemyśl czy to ma sens. - Obszedł auto i wsiadł na miejsce kierowcy sportowego auta, które zapierało dech w piersi. Następnie uchylił okienko samochodu i dodał. - Widzę, że rozmowa ostatnimi czasy nam się nie klei. Zadzwoń jak będziesz miał czas. Cześć. - Zablokował drzwiczki, a następnie włożył kluczyk do stacyjki i odpalił wóz zostawiając zdziwionego Davida na pustej ulicy.

***

Jonathan był mężczyzną bardzo przystojnym. W rzeczywistości był bogatym biznesmenem, który mógłby mieć każdą na wyciągnięcie ręki. Lecz to go nie interesowało. Miał już dość kobiet, które śliniły się na jego widok, i które gdyby mogły otwierały na sam jego widok nogi. Chciał czegoś innego, czegoś dzikiego, ostrej zabawy. A w tym wszystkim najbardziej pragnął jej. Blond włosego aniołka, który grzecznie leżał na jego dużym łóżku. Była taka niewinna. Dotykał ją badawczo. Palce prawej dłoni zataczały kółka na jej ciele. Były powolne przez co wydawały się zmysłowe.

Dziewczyna poruszyła bezwiednie ręką, uchylając powoli swe szmaragdowe oczy. Wzdrygła się gdy ujrzała nad sobą mężczyznę z ręką na jej ramieniu. Chciała szybko się podnieść i uciec od niego. Nie czuć jego dotyku, wzroku, obecności. Lecz ona była jak sparaliżowana. Było to spowodowane zastrzykiem, który chłopak zaaplikował tuż po przyjeździe do domu. W zasadzie willi otoczonej dużym murem i żywopłotem w głąb lasu. Po policzkach zaczęły jej spływać gorzkie łzy.

- Ćśśś…. – John otarł je swoją dłonią uśmiechając się przy tym jak zahipnotyzowany. – Ćśśś maleństwo… jesteśmy w domu. Nie cieszysz się? Jesteś tu bezpieczniejsza niż myślisz…. – Szeptał. Po tych słowach jeszcze bardziej łzy spływały po jej różowych policzkach. Bała się go. Miała dreszcze. Bezpieczniejsza? Przecież to nonsens.

- Proszę, zostaw mnie…. – Poruszyła ustami, które wydobyły cichą nutkę jej zrezygnowanego głosiku.

- Kochanie… jest to ostania rzecz jaką mógłbym zrobić, wiesz? Ostatnia. – Ścisnął mocno jej nadgarstek, aby dotarła do niej powaga wypowiedzianych słów. - I tak samo ostatnią rzeczą jest to, że uciekniesz. Idź spać…. – I choć wewnętrznie zakazywała sobie usnąć, to mimo wszystko zapadła w głęboki sen.

Rose obudziła się o 2 w nocy gdy było ciemno. Poczuła, że jej kończyny nabrały już wigoru i co najważniejsze siły, energii. Podniosła się po cichu z łóżka, patrząc czy jej nikt nie widzi. Próbowała poszukać czegoś ostrego, twardego. Pokój składał się z ogromnego łóżka, krzesła, stołu i regału do którego prędko podbiegła. Cieszyła się, że do jej pomieszczenia drzwi są przymknięte. Otworzyła pierwszą szufladę, ale jedyne co w niej było to nowiusieńka bielizna, w drugiej jak i trzeciej, zaś ubrania. Nagle poczuła na swojej talii czyjąś dłoń. Zamarła.

- Widzę, że już jesteś pełna sił hmm? To może teraz mi się zrewanżujesz, że ci taki piękny kącik przydzieliłem? – Zaczął wpajać się swoimi ustami w jej szyję. Próbowała się wyrwać, ale jego żelazny uścisk automatycznie na to nie pozwalał. Jego jedna dłoń wędrowała po dekolcie później piersiach. Dziewczyna wykonała nagle nieprzewidywalny ruch trafiając go kolanem w krocze. Jonathan zgiął się w pół przez co nastolatka miała pole do popisu. Szybko zbiegła ze schodów na dół w kierunku kuchni. Szukała nerwowo czegoś czym mogłaby się obronić. Znalazła. Znalazła nóż. Odliczała tylko kiedy on się zjawi. Czekała i czekała, ale go nie było.

------------------------------------------------------------------------------
( Mam nadzieję, że błędów nie ma. Starałam się :D Jutro nowa część! Dziękuję, za wszelkie komentarzyki! )

1# Sprzedana przez prześladowcę opętanego miłością


Rose stała skoncentrowana przed wiszącym łazienkowym lustrem rozczesując swe blond włosy sięgające aż do bardzo krągłego biustu jak na 17 latkę. Nie jeden mężczyzna przechodząc obok niej nie wiedział gdzie dokładniej spojrzeć. Czy w piękne i duże szmaragdowe oczy mówiące więcej niż tysiąc słów, piersi które każda płeć męska uwielbiała, usta będące wręcz stworzone do gorących pocałunków czy na włosy odzwierciedlające się czystością i zdrowiem. Rose od zawsze wiedziała jakie reakcje wywołuje u chłopców, ale nie rozumiała czasami jak można być tak powierzchownym. Bolało ją to gdyż każdy pochodził z założenia – śliczna – to głupia. Była istnym ideałem kobiecości.

- Rosie schodź na śniadanie! – Zawołała ją mama, Helen. Wychowywała córkę sama od 5 roku życia. Jej mąż Steven zmarł przez wypadek samochodowy będący dziwnym zbiegiem okoliczności. Obie tragicznie to przeżyły.

- Już idę! Daj mi jeszcze dwie minuty! Ostatnie poprawki i ….. – Przyglądała się samej sobie jak wygląda. Poprawiła jeszcze tylko pomadkę na ustach prosto z fabryki Yves Sainta Laurenta i zeszła na dół jak poprosiła ją rodzicielka. - Co dzisiaj na śniadanie? – Zapytała z zainteresowaniem. Nagle rozbrzmiał się telefon sygnalizując sms’a. Była pewna, że to tym razem jej przyjaciółka Grecy z którą się umówiła pod szkołą.

- Może być zwykła jajecznica? Nie mam tyle czasu na ugotowanie coś wielkiego, a muszę cię odwieść jeszcze do szkoły, której droga ma jednakże tych parę kilometrów. –Rzekła Helen.

- Okej… - Rzekła przelotnie wręcz nie słuchając co mówi jej matka. Odblokowała palcem swój srebrno-czarny telefon i odtworzyła wiadomość w której napisane było:

, , Ty jesteś dla mnie niebem, słońcem,
które nigdy nie zachodzi.
Jesteś dla mnie chlebem,
bez którego nie mogę się obyć.
Jesteś dla mnie południem, nocą i dniem.
Jesteś dla mnie wszystkim. Ja po prostu kocham Cię!,

Już niedługo zakończymy tę daleką rozłąkę i połączymy się w jedność.”


Skrzywiła się na tę brudną myśl. Przewróciła oczami i ze złością rzuciła swoją komórkę na beżową sofę. Sms’y stały się rutyną, lecz zawsze były to same wiersze, które miała po dziurki w nosie. A teraz? Co za niespodzianka. Nawet autorski komentarzyk został dodany.

- Co się stało? – Zapytała się jej mama, gdy ujrzała reakcję swej córki.

- Nic. Mam dość. Jakiś kretyn wypisuje do mnie wiadomości miłosne. – Wspominała już jej o tym, ale zawsze mówiła że one miną. Jednakże patrząc w kalendarz dzisiaj mijała rocznica pierwszego wierszyka! Ciekawiło ją tylko co za idiota dał komuś jej numer telefonu jakby nigdy nic.

- Kochanie, zakochałaś się?! – Helen puściła jednoznacznie oczko Rose, której jedynie humor się pogorszył.

- Czy ty mnie słuchasz? Czy ja mówię do ściany?! Nie ja! I nie nikt! Ktoś robi sobie po prostu żarty myśląc, że to naprawdę śmieszne. Wychodzę, nie chce mi się jeść. - Zarzuciła na ramiona swój jesienny płaszcz, torbę z książkami, a następnie ubrała ocieplane buty, następnie trzaskając drzwiami zewnętrznymi, które łączyły więzienie zwane domem i wolność zwaną miastem.

Dziewczyna kierowała się w stronę przystanka autobusowego. Jej mama ciągle traktowała ją jak dziecko. Gdy jadła cukierki potrafiła powiedzieć aby ostrożnie je trzymała i najlepiej nie w ustach, a w palcach. Miała tego dość, chciała samotności. Zwykłej, szarej samotności.

Usiadła na ławeczce przystankowej zakładając nogę na nogę i odliczając czas do 09.40 o której miał przyjechać jej autobus. Na ulicy było o dziwo pusto, co przyprawiało ją o lekkie drżenie. Nagle przed jej oczami pojawiło się zwalniające na jej widok czarne Audi R8 z pociemnionymi szybami. Przestraszyła się. Instynktownie rzuciła się biegiem w ucieczkę. Lecz jedyne co potem zobaczyła to ciemność i uczucie bólu.

Usłyszawszy szept:
- Teraz jesteś moją własnością - Zemdlała na długi czas.

-----------------------------------------------------------------------------------------------


( Kochani to moje pierwsze opowiadanie, które:
Piszę
Publikuje
Daję do czytania,
więc mam nadzieję, że wam się choć trochę podoba. Napiszcie co o tym sądzicie ! )